Szpejarka: Co zabrać w Himalaje?:
Niezbędnik himalajskiego wędrowca

Dostałem ostatnio bardzo ciekawe pytanie odnośnie tego co warto spakować na himalajski trekking. Co się przyda, a co będzie zbędnym balastem? Postaram się odpowiedzieć o zawartości mojego plecaka na jesienny trekking pod Everest.
Poniższy wpis nie jest sponsorowany, ani inspirowany przez żadną z wymienionych marek. Opisuję jedynie własne odczucia, co sprawdziło się podczas trekkingu.


Maksymalna waga bagażu

Zacznijmy od pierwszego mocnego ograniczenia naszego bagażu. Linie lotnicze latające do Lukli pozwalają na zabranie 15 kg bagażu. Jest to łączna masa bagażu nadawanego i podręcznego. Za każdy dodatkowy kilogram linie lotnicze doliczą opłatę. Niewielką, lecz należy pamiętać, że jeśli wszyscy pasażerowie będą mieli nadbagaż samolot może być przeciążony, a przez to piloci nie wystartują, dopóki jeden z bagaży nie zostanie wyłożony. Przyleci on jednym z kolejnych kursów, gdzie nie będzie plecakowej nadwagi. Jednak w niesprzyjających warunkach może to zająć kilka dni. Więc polecam zapakować tylko to, co niezbędne, maksymalnie 15 kg. Każdą rzecz, trzeba dwukrotnie obejrzeć (i zważyć) przed zapakowaniem do plecaka.
Drugim czynnikiem warunkującym rozmiar plecaka będzie to czy na szlak wyruszamy sami, czy w towarzystwie przewodnika/tragarza. Zwykle taka osoba zabiera do 12 kg bagażu na osobę. Jeden Szerpa zabiera pakunki od dwóch osób. Warto jeszcze potwierdzić tę informację w agencji przygotowującej trekking. Więcej o pracy tragarza będzie jeszcze w dalszej części.

Jednak nawet jeśli chcemy samemu podjąć wyzwanie rzucone przez Himalaje, należy zabrać jak najmniej rzeczy, które można wykorzystać w jak najszerszym zakresie. Skoro zaprawieni na tej wysokości Szerpowie zabierają niewiele ponad 20 kg, to czy my, śmiertelnicy z nizin, uniesiemy choć połowę z tego?

Szerpowie przy pracy

W co się ubrać?

Czeka nas pełne spektrum temperatur i warunków, na jakie możemy trafić. Od kilkudziesięciu stopni “na dole” (2500 m n.p.m.) do dwudziestu stopni mrozu w okolicach bazy pod Everestem. Zatem ubiór na cebulkę na pewno się sprawdzi. Zatem, w co się ubrać?

Himalaista Rafał Fronia podczas trekkingu w Khumbu

Zestaw bielizny termo – staje się drugą skórą, nie rozstajesz się z nim na krok, nawet podczas spania. Dlatego też, na dłuższe trekkingi w Himalajach warto zabrać dwa takie zestawy. Warto zainwestować w porządny zestaw koszulki i kalesonów, w moim przypadku sprawdziły się ubrania od polskiego producenta Brubeck.

Koszulki sportowe z długim rękawem – na niższych wysokościach oszczędzałem bieliznę termo, używając koszulek „oddychających” z długim rękawem i jedną z krótkim, którą założyłem przy powrocie, gdy zahartowany w wysokogórskich mrozach, odczuwałem przyjemne ciepło w dolinach. Teraz zastanawiałbym się nad zabraniem koszulek z wełny Merino, które przy dłuższym używaniu nie śmierdzą. Choć w sumie i tak od pewnej wysokości węch jest trochę przytępiony…

Na wejściu do Namcze Bazar (3440 m n.p.m.)

Polar – idealny na trekking, życie w schronisku, czy warstwa docieplająca pod puch. Miałem polar o gramaturze 300 g/m2 i sprawdził się idealnie.

Softshell – idealna kurtka na wyjścia aklimatyzacyjne, gdzie będzie wiało, lecz będzie wciąż za ciepło na puch. Od jakiegoś czasu używam kurtki Marmot ROM i jestem bardzo zadowolony.

Kurtka wielofunkcyjna. Przyda się także podczas zimowego biegania, wyjścia na skitury, czy codziennych dojazdach rowerem do pracy.

Kurtka przeciwdeszczowa – na kaprysy pogody. Może przydać się taka, lekka peleryna. W ciągu moich 3 tygodni wędrówek, nie spadła ani jedna kropla deszczu. Jednak nie można wykluczyć, że może zastać Was opad na szlaku.

Deszcz zastał nas na szlaku na Habicht i Ilmspitze w austriackich Alpach Stubaiskich.

Kurtka puchowa – niezbędnik w plecaku himalajskiego wędrowca. Mimo, że pod stopami nie chrzęści śnieg, a słońce świeci, będzie zimno. Bardzo zimno. Odpowiednią warstwę izolacji termicznej docenia się na postojach i większych wysokościach. Warto aby kurtka miała kaptur, który zapewnia ciepło przy himalajskich podmuchach wiatru. Hydrofobowy puch wypełniający kurtkę pozwoli na używanie jej również podczas lekkich opadów, choć należy pamiętać, żeby chronić puch przed wilgocią. Na zdjęciach widzicie mnie w kurtce amerykańskiego producenta Spyder, choć na naszym podwórku istnieją świetnej jakości produkty marek Aura (dawne Yeti), Cumulus, Pajak czy Małachowski. Puch o parametrach 700-750 CUI sprawdził się w moim przypadku.

Czapka – tu przydała mi się czapka z daszkiem (przemyślcie osłonę karku) osłaniająca przed palącym słońcem i ciepła wełniana czapa. Warto zabrać taką ulubioną, bo będzie towarzyszyć Wam bardzo często, także w czasie snu.

Komin/Buff – kolejny niepozorny, a sprawiający ogromną różnicę ciuch, który trzeba mieć. Ochroni przed wiatrem i niesionym przez niego pyłem, ogrzeje i nawilży wdychane powietrze (w 2018 roku o ochronie przed koronawirusami nikt nawet nie myślał). Przyda się też cieplejsza, wełniana/primaloftowa wersja chroniąca przed zimnem na większych wysokościach.

Selfie pod południową ścianą Lhotse

Rękawiczki – zabrałem 3 pary rękawiczek – cienkie, na dodatnie temperatury, softshellowe z Decathlonu z możliwością osłony palców jedną kieszonką (super opcja ułatwiająca obsługę aparatu fotograficznego) i ciepłe od Black Diamond, na używanie w kilkunastu stopniach poniżej zera. Nie sprawdziła mi się tylko ostatnia z par, była za cienka na poranne wyjście na Kala Pattar. Było tam poniżej 20 stopni na minusie, w bardziej przyjaznym środowisku, dawały radę, choć oferowany przez producenta komfort na minus kilkanaście stopni był trochę przeszacowany. Zmarzluchy powinny zastanowić się nad puchowymi łapawicami z „jednym palcem”.

Spodnie – wziąłem dwie pary – lekkie spodnie trekkingowe, takie jakich byśmy używali w Tatrach latem i grubsze, softshellowe na lekkim polarku. W obu przypadkach postawiłem na polskiego producenta Attiq i nie zawiodłem się.

Skarpety – warto aby były ciepłe, wygodne i sprawdzone. Najlepiej wełniane lub Merino. W różnych grubościach i wysokościach, aby dostosować do warunków. Oczywiście bez popadania w skrajności, bo wciąż pamiętajmy o wadze plecaka. Minimaliści mogą próbować je przeprać w trakcie wypadu, podpowiadam, że najlepiej schną przytroczone na plecaku. Tak do dwóch dni. Zabrałem dwie sztuki wysokich skarpet Merino, jedne wełniane, wysokie, które używałem jako dodatkowa warstwa podczas najzimniejszych wyjść oraz kilka par trekkingowych skarpet za kostkę.

Bielizna – w sumie podobnie jak wyżej, sprawdzona, wygodna oraz w nie za wielu ilościach. Kilka par w zupełności wystarczy.

Buty – znów nie zaskoczę – miękkie, wygodne i sprawdzone. Duża część z ponad setki kilometrów, jakie przemierzyłem w Himalajach, to piaszczyste drogi jakie spotkamy w Beskidach czy Bieszczadach. Na części z nich ułożono kamienne płyty. Lodowce to znikoma część drogi, a wyglądają one zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałem. Ważne żeby buty dobrze stabilizowały kostkę, mogą mieć membranę GoreTex i muszą mieć gumowy otok, bo od pewnej wysokości będziecie obijać każdy kamień, jaki tylko napotkacie przed sobą. Tradycyjnie polecam buty złożone z jak najmniejszej liczny elementów. I znów dodam, że wejście na Kala Pattar było ekstremalne pod względem temperatur i musiałem rozgrzewać palce u stóp, ale wysokie buty Aku sprawdziły się w tych trudnych warunkach. Miejcie również na uwadze, że po takim trekkingu buty nabiorą odcienia szarego. Pył z himalajskich ścieżek na długo wbije się w powierzchnię zamszu, czy syntetycznych materiałów. Dobrze im zrobi kilkugodzinne torowanie w śniegu, aby powróciły do pierwotnego koloru 😉

Warto zabrać też drugie, lekkie buty – klapki/sandały na chodzenie po lodge’ach i pod prysznic. Zmarzluchom polecam puchowe botki, które sprawdzą się jako wygodne i ciepłe buty schroniskowe. Duży wybór takiego obuwia jest w lokalnych sklepikach Katmandu oraz Namcze.

Zwróćcie uwagę jak buty zmieniają kolor na różnych zdjęciach

Sprzęt

 

Śpiwór – tak jak pisałem już w relacji z trekkingu, temperatura w pokojach rzadko przyjmuje wartości dodatnie. Aby dobrze przespać noc trzeba zawinąć się w kokon izolowany puchem. Jak już wspominałem wcześniej, mamy trzech świetnych producentów sprzętu puchowego. Swoje sny powierzyłem śpiworowi Baza+ od Yeti (obecnie Aura). Komfort -9, ekstremum -18. Przy najzimniejszych noclegach wspierałem się w nocy polarem, ale uznałem, że taki zakres temperatur przyda się nie tylko w himalajskich sytuacjach.

Kilka osób zasugerowało w komentarzach, że zamiast śpiwora można zabrać tylko wkładkę do śpiwora. Jest to „prześcieradło”, w które możemy się otulić pożyczając śpiwór np. w alpejskim schronisku. Przyda się też w Nepalu, gdzie właściciele lodge-y dostarczą do pokoju nawet parę kołder puchowych, którymi można się nakryć.

Innym sprawdzonym patentem jest włożenie do śpiwora butelki z ciepłą wodą przed pójściem spać. Docenimy to działanie, gdy otulimy się wygrzanym puchem. To jedno z najwspanialszych odczuć, gdy stale jest zimno. Będąc przy temacie butelek, niektórzy z Was sugerowali, że pusta butelka w śpiworze przyda się, aby nie biegać nocą do toalety. Odważna propozycja, ja bym co chwila sprawdzał, czy jest ona dobrze zakręcona. 😉

Kijki trekkingowe – bardzo przydatny gadżet, który wesprze nas przy łapaniu oddechu powyżej 5000 m n.p.m. Na co zwrócić uwagę? Wymiar po złożeniu – musi się przecież zmieścić do bagażu podczas przelotów oraz system blokowania długości. Te zakręcane mają tendencję do luzowania się, dlatego zabrałem kijki z zatrzaskiem. Przez trzy tygodnie nie musiałem ich poprawiać. Warto też zwrócić uwagę na masę kijków. Przecież każdy gram się liczy.

Okulary lodowcowe – himalajskie lodowce potrafią oślepić. Dodatkowo działamy na dużej wysokości, gdzie do naszych oczu docierać będzie więcej szkodliwego promieniowania słonecznego. Dlatego ochrona oczu to podstawa. Warto wybrać okulary lodowcowe z najwyższym filtrem kategorii 4.
Jeśli masz wadę wzroku, wybór oprawek będzie mocno okrojony. Trzeba szukać typów pozwalających na podpięcie dodatkowo kupowanych wkładek korekcyjnych (do których należny wstawić u optyka szkła z mocą, które z racji konieczności zamówienia dwukierunkowo zakrzywionych soczewek trzeba czekać przynajmniej dwa tygodnie). Umieszcza się je za ochronnymi szybkami. Niestety ramka okularów korekcyjnych lekko drży przy każdym ruchu, lecz dość szybko zaczyna się to ignorować. W trudnych, himalajskich warunkach ciężko o czyste ręce, dlatego wydaje mi się, że soczewki kontaktowe powinny zostać w domu.
Moje okulary Julbo Trek Spectron 4 z wkładką korekcyjną wyglądają tak:

Okulary lodowcowe z wkładką korekcyjną

Raczki – jeśli wybierasz się na szlak, na którym przechodzisz przez lodowiec, raczki mogą się przydać, jeśli czujesz się niepewnie na lodzie. Szczególnie polecam w przypadku schodzenia w dół lodowca, np. z Gokyo do Khumbu. Są to krótkie, łatwe odcinki, więc jeśli nie zapędzasz się na Icefall, raki zostaw w domu.

Podejście na przełęcz Cho La

Plecaki / torby – znowu się powtórzę, że sprawdzony, wygodny plecak to podstawa. Akurat w tej kwestii zaufałem Deuter Guide 45+. Warto pamiętać o przeciwdeszczowym pokrowcu. Jeśli idziemy z tragarzem, wydaje mi się, że najlepiej oddać mu rzeczy w torbie, ponieważ Nepalczycy noszą ciężary, nie na barkach, lecz na głowie. Pakunki są powiązane ze sobą sznurem i za pomocą szerokiej taśmy oparte na czole Szerpy.
Choć najlepszym i najbardziej minimalistycznym pomysłem jest zapakowanie rzeczy do worka transportowego. Waży on niewiele, jest pojemny i z łatwością można go powiązać wykorzystując jedną z wystających z niego pętli. Pamiętajcie, że nadając plecak jako bagaż rejestrowany w samolocie, warto go opakować w pokrowiec transportowy lub folię stretch. Dzięki temu, zwisające z plecaka paski i troki nie wkręcą się w pasy transmisyjne na lotnisku.

Scyzoryk – zawsze się przyda, choćby do pokrojenia sera z mleka jaka.


Higiena

 

Żel antybakteryjny i mokre chusteczki – dziś zabierany prawie wszędzie, kiedyś trzeba było pamiętać o zakupie. Razem z mokrymi chusteczkami to codzienna namiastka odświeżenia się.

Papier toaletowy – na wysokości przedmiot pożądania i zazdrości w kolejce do ustronnego miejsca. Ci, którzy nie zabrali go ze sobą, muszą wydać równowartość prawie dziesięciu dolarów kupując rolkę na wysokości pięciu tysięcy metrów. Pamiętaj aby zapakować go w woreczek strunowy, aby nie zawilgotniał. 

Chusteczki jednorazowe – przydadzą się każdego ranka, gdy obudzicie się z zamarzniętymi smarkami w nosie.

Płyn do płukania ust – do przepłukania ust po umyciu zębów (woda z kranu nie nadaje się do spożycia, a nawet przepłukania zębów)

Antyperspirant – tu zaskoczenie – zostaje w Katmandu. Może efekt odświeżenia to coś, co było by warte wniesienia kosmetyku na szczyty, jednak efekt blokowania porów i w następstwie wody w organizmie jest niebezpieczny, bo może przyspieszać objawy choroby wysokościowej. Czy jest to mit, czy faktyczne działanie, do końca nie jestem przekonany, jednak na szlaku wszyscy pachną tak samo. 😉

Apteczka – podstawowy zestaw leków, szczególnie tych, które uśmierzają ból głowy, plastrów i stoperów do uszu to coś z czym nie rozstaję się nawet na wycieczcie w Sudety. Warto wzmocnić go o leki przeciwgorączkowe, nawilżające pastylki na gardło oraz przeciwbiegunkowe.

Elektrolity – np. Litorsal, które będziemy rozpuszczać w butelkowanej wodzie. Podczas wysiłku tracimy mnóstwo soli, które trzeba uzupełniać. Mimo, że brzmi to jak reklama kolejnego suplementu diety – sama woda nie wystarczy!

Krem przeciwsłoneczny z filtrem UV – zabrałem ze sobą tubkę „pięćdziesiątki”. Spalone nosy wracających z trekkingu wędrowców utkwiły mi w pamięci i pamiętałem aby się nasmarować każdego dnia. Duża wysokość, promienie odbijane od bieli lodowców i dość łatwo o oparzenia słoneczne. Warto wybrać kremy z serii dla dzieci, które są podobno mniej szkodliwe dla skóry.

Pomadka do ust – które będą popękane od mrozu, wiatru i suchego powietrza.

Zestaw do kąpieli (mydło, ręcznik szybkoschnący) – warto mieć, bo ciepły prysznic po kilkudniowym trekkingu jest jak nowe narodziny, lecz miejsce kąpieli należy wybrać tak, aby ciepła woda leciała z kranu, a nie z czajnika pełnego wrzątku.
Podobno przed atakiem szczytowym himalaiści się nie golą. Ta zasada powinna towarzyszyć podczas trekkingu, ponieważ brudna woda, która jest do dyspozycji może powodować zakażenia ewentualnych ran, które mogą pojawić się podczas golenia.

Pulsoksymetr – to urządzenie badające poziom nasycenia tlenem hemoglobiny we krwi. Zakładamy plastikowy klips na palec i po kilku sekundach uzyskujemy wynik. Nawet niektóre zegarki sportowe potrafią przeprowadzić to badanie (choć wydaje się, że pomiar z użyciem pulsoksymetru da bardziej wiarygodny odczyt). W Nepalu znaleźć można nawet specjalne plakaty, które informują o średnim wysyceniu tlenem krwinek czerwonych w zależności od wysokości nad poziomem morza. Umieszczam go również poniżej. Jeśli uzyskasz wynik znacznie odbiegający od normy, a czujesz się słabo, boli Cię głowa i masz problemy z oddychaniem, to nie bagatelizuj tych objawów, tylko zejdź niżej i daj organizmowi czas na aklimatyzację. Oczywiście jeden pulsoksymetr wystarczy na całą grupę.

Porannym rytuałem było mierzenie zawartości tlenu w krwi. Tabela przedstawia orientacyjne wartości na różnych wysokościach.

Jedzenie

 

Termos 1L – podstawa dobrego nawadniania się. Na trekkingu powinniśmy pić przynajmniej 4 litry płynów dziennie, więc litr herbaty to i tak mało. Bardzo polecam termosy firm EsbitPrimus, które sprawdzają się w każdych warunkach, a napój pozostaje ciepły nawet po 36 godzinach.

Herbata na szlaku zawsze smakuje wyśmienicie!

Batony/czekolady/ cukierki/ suszone owoce – czyli wszystko co słodkie i co daje kopa. Nie patrz co jest „zdrowe”, tylko bierz to co lubisz. Jak wysokość będzie Ci skręcać żołądek, szybciej sięgniesz po ulubiony baton oblany czekoladą, niż po fit musli. Pamiętaj jednak, że nie lecisz na księżyc i nawet w malutkich nepalskich wioskach położonych w Khumbu wiedzą co to Cola czy Snickers 😉

 

Ulubiona czekolada smakuje jeszcze lepiej z takimi widokami! Zwróćcie uwagę jak opakowanie napompowało się na wysokości ponad 5000 m n.p.m. Choć tak na prawdę, ciśnienie w opakowaniu jest takie samo jak w fabryce, gdzie je pakowano. To ciśnienie atmosferyczne jest tu niższe niż na poziomie morza. Rożnica ciśnień (około 500 hPa) pozwala zwiększyć objętość opakowania i wywołać obserwowany efekt.
Snickers z lokalną etykietą

Suszone mięso – Od Namcze wszyscy jesteśmy vege – to hasło mojej grupy. Powyżej Namcze Bazar nie ma już stałej linii elektrycznej. Lodge czerpią prąd z paneli słonecznych. Z uwagi na przerwy w zasilaniu, lodówki, w których przechowywane jest jedzenie mogą czasowo nie działać. W związku z tym, mięso tam przechowywane może się popsuć. Nie chcą ryzykować zatrucia pokarmowego na tej wysokości, zdecydowaliśmy się na dietę wegetariańską. Rozwiązanie to sprawdziło się, bo nikt nie miał poważnych dolegliwości żołądkowych. Choć patrząc na to jak przechowywane jest mięso nawet w Katmandu, zastanawiam się, czy to nie powinno być hasło wyjazdów do całego Nepalu. Jeśli jednak jesteś mięsożercą, warto zabrać kilka paczuszek suszonej wołowiny (uwielbiam Beef Jerky od Wild Willy), które można przegryzać w trakcie trekkingu. W sklepach można też kupić suszone mięso kurczaka (Chicks & Sport), które jednak nie przekonało mnie z wyglądu do jedzenia na surowo. Za to świetnie wzbogaca wegetariańską zupę i w tej postaci smakuje wyśmienicie.

Liofilizaty? – ogólna zasada spania w nepalskich lodge-ach brzmi – jesz tam gdzie śpisz. Dlatego bardzo niewskazane jest chodzenie na posiłki w inne miejsca. Spodziewam się, że także zabranie własnych posiłków było by niemile widziane. Jednak największe głodomory nie wyżywią się nepalskimi posiłkami. Chyba, że zamówisz dal bhat – ryż z warzywami i zupką z soczewicy. Jest to tradycyjne danie mieszkańców Himalajów. Zgodnie z tradycją, można poprosić o dokładkę ryżu i warzyw.

Dal bhat w wersji premium, poniżej Namcze, z dwoma rodzajami warzyw i kurczakiem

Tabletki do uzdatniania wody – alternatywa do kupowania wody butelkowanej (pamiętajcie aby miały folię na zakrętce!). Miałem jako zapas, lecz nie użyłem, bo udało mi się kupować wodę w akceptowalnej cenie 1-1,5 USD/litr. W okolicach bazy pod Everestem trzeba już płacić około 4 dolarów za butelkę. Woda, która leci w kranie, a także jest sprzedawana jako przegotowana, lecz także wrzątek wlewany do termosów, pochodzi z rzeki. Woda ta spływa z lodowca, a wraz z nią, spływa wszystko z wiosek położonych powyżej. Nie zapominajmy także o lodowcu Khumbu i rezydujących tam wspinaczach. Z uwagi na dolegliwości żołądkowe, nie polecam pić jej bez przegotowania. Jest to też powód, dla którego odradzałem używanie jej do celów higienicznych. Nie zaleca się także używania alkoholu do zdezynfekowania przewodu pokarmowego. Może negatywnie wpływać na proces aklimatyzacji.

Czosnek – nie mi oceniać, czy to mit, czy faktyczne działanie, lecz słyszałem, że pomaga przy procesie aklimatyzacji. Po tej wiadomości wykupiliśmy wszystkie główki jakie były w lokalnym sklepie. Następnie wkrajaliśmy po ząbku do wszystkich dań. Na pewno nie zaszkodziło, a nasze obiady zyskiwały trochę smaku.


Różności

Czołówka – niezbędna do rozświetlania egipskich ciemności. W niektórych pensjonatach może nie być światła na korytarzach, w pokojach lub toaletach. Dlatego czołówkę warto mieć zawsze pod ręką.

Worki kompresyjne – nie dość, że pozwalają na zmniejszenie objętości bagażu, to dość łatwo możemy organizować rzeczy ze względu na ich grubość, czy przydatność do ponownego założenia. Dodatkowo bagaż zabezpieczony jest przed wilgocią i wszędobylskim pyłem.

Worki kompresyjne występują w różnych objętościach i kolorach. Polecam te bardziej rzucające się w oczy, aby łatwej było je wyszukać w plecaku.

Mapa i przewodnik – świetne mapy rejonów trekkingowych Nepalu znajdziecie na Thamelu w Katmandu. Kosztują równowartość kilku dolarów. Przewodniki w języku polskim po Nepalu wydaje np. Wydawnictwo Sklepu Podróżnika. Ja korzystałem ze starej książki Janusza Kurczaba – Wokół Everestu i Makalu. Z tego co widziałem, są już nowe wydania przewodnika po Khumbu innego autora.

Powerbank – sprzęt nieoczywisty. W nepalskich lodge’ach nie ma dostępu do prądu. Telefon/aparat można ładować za ladą baru za odpowiednią opłatą, dlatego warto mieć swoje źródło prądu, szczególnie przy większej ilości sprzętu. Powerbank, który sprawdził się już na wielu wyprawach to Xiaomi o pojemności 20000 mAh. Wystarczył na prawie 2 tygodnie ładowania aparatu i telefonu.

Panel słoneczny – czyli bądź eko i samowystarczalny. Ja nie miałem, głównie ze względu na cenę, ale powerbank wspomagany takim panem pozwoli być niezależnym od ładowania w schroniskach. Spotkałem wędrowców czerpiących energię ze słońca i mówili, że to działa i faktycznie pozwala doładować sprzęt elektroniczny.

Długopis i pamiętnik – coś trzeba robić w długie wieczory, a może złapiesz wenę do pisania w tych pięknych okolicznościach przyrody?

– Wodoszczelne etui – pozwala na bezpieczne przechowywanie paszportu, gotówki, czy telefonu. Od jakiegoś czasu używam takiego woreczka, który sprawdza się nawet w deszczu, pozwalając na bezpieczne używanie np. mapy w telefonie. Minus – jest przezroczysty, więc zapakujcie pieniądze w kopertę lub pomiędzy stronami dokumentu.

Kartę na wi-fi – w nepalskich schroniskach może nie być ciepłej wody, ale prawie zawsze znajdzie się łącze wi-fi. Dostępne jest dla posiadaczy specjalnej karty umożliwiającej w ciągu np. miesiąca wykorzystać 10 Gb internetu w sieci Everest Link. Kartę można kupić np. w Namcze. Transfer pozwala wysłać zdjęcia, przejrzeć wiadomości i pogodę, czy zadzwonić na WhatsAppie, lecz płynnie filmu raczej nie obejrzymy.

Mała kłódka do zamknięcia plecaka/torby, który oddajemy tragarzom.

Ubezpieczenie – zadbaj o nie przed wyjściem w góry. Trzeba zapoznać się z warunkami ubezpieczenia, a w nich szukać następujących słów kluczowych – ewakuacja helikopterem, wysokość do 5550 m n.p.m., cały świat (lub przynajmniej Azja) może nawet sporty ekstremalne. Z uwagi na zmieniające się warunki świadczeń, należy na bieżąco monitorować ofertę ubezpieczycieli.


Nie zapomnij także

 

Aparat fotograficzny / kamerka – bo naprawdę będzie co podziwiać i ładne kadry będą wchodzić same.

mp3 – z ulubionymi piosenkami na wieczorny odpoczynek.

Dużo radości – bo przecież nie jedziesz tam dla luksusów!

Wszelkie rzeczy i sprzęt, które okażą się niezbędne zawsze można dokupić w Lukli bądź Namcze, co też jest pewnym sposobem na odciążenie plecaka na etapie dolotu na trekking.

Wystarczy wejść do sklepiku, aby poczuć się jak w najlepszym sklepie ze sprzętem górskim

Na koniec najważniejsza rzecz. Pamiętajcie, że w górach płacimy Rupiami Nepalskimi. Przyjmowana jest tylko gotówka (stan na 2018), której zapas należy przyszykować jeszcze w Katmandu. Oprócz Namcze Bazar nie uświadczymy na szlaku bankomatów, a amerykańskie dolary nie wszędzie będą honorowane. Ile gotówki zabrać? Tu nie ma złotego środka, na wyżywienie wydawałem około 3 000 Rupii dzienne (ok. 100 zł). Opłaty za noclegi uiszczał opiekun grupy, a ich koszt był wliczony w cenę wyjazdu.

Money!

Co do samej wymiany, ja kupowałem rupie za dolary w hotelowej recepcji, która miała minimalnie lepszy kurs niż okoliczne kantory. Jednak to się zmienia i na bieżąco trzeba to śledzić. Można spróbować wypłacić też pieniądze z bankomatu, lecz z tego co pamiętam, transakcja obłożona była opłatą ok. 5 USD. W dużych sklepach spożywczych Katmandu można zapłacić kartą, jednak większość małych sklepików Thamelu przyjmuje tylko gotówkę.

 

7 thoughts on “Szpejarka: Co zabrać w Himalaje?:
Niezbędnik himalajskiego wędrowca

  1. Uwielbiam czekoladę na nizinach, za to w górach (i tych niższych i tych wyższych) mi kompletnie nie smakuje, kompletnie nie wchodzi 😀 Dlatego już sobie dałam nawet spokój z ujmowaniem jej w górskim prowiancie…

  2. Dzięki za obiecany tekst na temat wyposażenia. Kurtka puchowa i śpiwór to najdroższe rzeczy – jednak czy można je kupić na miejscu i czy ma to sens ?

    1. Tak, Katmandu, Lukla i Namcze pełne są sklepów ze sprzętem outdoorowym. Dla przykładu taki sklepik w okolicach lotniska w Lukli:

      Co do cen, skonsultowałem się z Kolegą, który kupił puchówkę. W oryginalnym sklepie The North Face w Namcze Bazar kosztowała ok. 1800 zł, w mniej oficjalnym sklepiku kupił kurtkę za ok. 400 zł. Co do jakości nie może się wypowiedzieć, bo założył ją tylko raz.

    1. Myślę, że trudno powiedzieć co przyda się w tak ekstremalnych warunkach – szczytu Everestu. Tu by trzeba pytać osób z doświadczeniem na ośmiotysięcznikach. A w dolinkach himalajskich starczą czołówki, takie jakich używamy w naszych górach. Ostatnio dostałem od Przyjaciół czołówkę Black Diamond Storm 500-R, jeszcze ją testuję, ale jestem z niej bardzo zadowolony.

Leave a Reply