Godzina 6. Budzimy się w namiocie rozbitym na kempingu u podnóża masywu Zugspitze. To właśnie najwyższy szczyt Niemiec jest naszym dzisiejszym celem. Słońce zaczyna oświetlać wapienny szczyt, gdy zapinamy plecaki i wychodzimy na szlak.
Na Zugspitze można dostać się na kilka sposobów. Najprostszym z nich jest wyjazd kolejką. Z centrum Garmisch-Partenkirchen rusza kolej zębata, która wywozi pasażerów na wysokość 2588 m n.p.m. Po przejeździe wykutym w skale tunelu, należy przesiąść się na wyciąg, gdzie wygodna gondolka wwozi pasażerów do budynku restauracji pod szczytem. W to samo miejsce można dostać się bezpośrednio z okolic jeziora Eibsee, wjeżdżając kilkudziesięcioosobową gondolą. Niezależnie od sposobu jaki wybierzemy, za wjazd i zjazd z Zugspitze od strony niemieckiej zapłacimy 61 Euro. Również od strony austriackiej można dostać się w okolice wierzchołka wyciągiem. Podróż ta jest tańsza, kosztuje niecałe 50 Euro.
Miłośnicy wspinaczki wykorzystają pewnie najsłynniejszą drogę na najwyższy szczyt Niemiec – Grań Jubileuszową (Jubiläumsgrat). Wyznaczona z okazji 25-lecia monachijskiej sekcji Niemieckiego Związku Alpejskiego łączy Zugspitze i Hochblassen, choć niektórzy przedłużają przejście do wierzchołka Alpspitze. Trudności sięgają III stopnia skali tatrzańskiej, a droga nie jest wyposażona w stałe punkty asekuracyjne.
Dla miłośników długich wędrówek, bez żyłki wspinacza, ciekawa może okazać się droga przez Dolinę Reintal. Ta długa, ponad 20-sto kilometrowa trasa dostarcza wielu przeżyć. Ruszając z centrum Garmisch, przechodzimy wzdłuż leśnego strumienia, przez głęboką, wyciętą w skałach dolinę na rozległe, zielone, alpejskie pastwiska. Szlak prowadzi do górnej stacji kolejki zębatej, a ostatni fragment, łączy się z via ferratą poprowadzoną od strony austriackiego Tyrolu (o trudności A/B), i wzdłuż stalowej liny, prowadzi na szczyt o wysokości 2962 m n.p.m.
Jednak najciekawsza droga na najwyższy szczyt Niemiec prowadzi Piekielną Doliną (Höllental). I właśnie skuszeni tą drogą wyruszyliśmy w kierunku gór.
Z campingu w Grainau można podjechać autobusem do Hammersbach, gdzie zaczyna się szlak. Dla odwiedzających rejon Zugspitze przygotowano kartę gościa (Gästekarte), która uprawnia do zniżek oraz darmowych przejazdów komunikacją. Warto o nią zapytać przy rezerwacji noclegu.
W Hammersbach droga prowadzi w górę strumienia. Las skryty jest jeszcze w chłodzie poranka. Lekka mgiełka unosi się nad wodą. Ciszę przerywa wyłącznie szelest liści i śpiew ptaków.
Na wejściu do doliny Höllental płacimy kilka euro opłaty i przenosimy się w niezwykły świat wyrzeźbiony przez wodę. Głęboko wcięte ściany wąwozu tworzą specyficzny, chłodny i wilgotny mikroklimat. Zewsząd ocieka woda, a jej główny strumień huczy tak, że trudno usłyszeć stojącą obok osobę. Malownicza trasa prowadzi tarasami, mostkami i tunelami. Warto odwiedzić to miejsce nawet jeśli nie masz w planie zdobywania najwyższego szczytu Niemiec.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Po wyjściu z wąwozu czeka zygzakowate podejście na rozgrzanie po chłodnych korytarzach Höllental. Zaraz za progiem doliny zbudowano schronisko – Höllentalangerhütte. Można tu odpocząć, skosztować bawarskiej kuchni, czy po raz pierwszy spojrzeć w kierunku dzisiejszego celu.
Po krótkim spacerze zieloną doliną, roślinność karłowacieje. W zaroślach słychać dzwonki zawieszone na szyjach owiec i kóz. Słońce przygrzewa niemiłosiernie, a stojące w dolinie powietrze przepełnione jest wonią ziół i polnych kwiatów.
Pod dużym progiem skalnym szpeimy się. Zakładamy uprzęże, lonże i kaski, a stalowa lina prowadzi nas w kierunku nieba. Stalowe pręty tworzą drabinkę, którą można łatwo dostać się na szczyt skały. Ferrata w tym miejscu uzyskała wycenę A/B, czyli można zaliczyć ją do tych łatwych. Jednak najbardziej podnoszącym ciśnienie jest fragment, gdzie po wbitych w skałę prętach należy przejść nad kilkudziesięciometrową przepaścią. Właśnie w tym momencie mija nas biegowy ultras, który bez żadnych zabezpieczeń przebiegł po szczebelkach poziomej drabiny i pomknął w swoją stronę.
Wśród zielonych kopułek porośniętych już tylko trawą, szlak biegnie tnąc kolejne warstwice. Nad Zugspitze wciąż przewalają się chmury, raz pokazując wierzchołek, to znów skrywając go pod białym obłokiem. Godziny mijają w zastraszającym tempie. Jest już po 14. Oznacza to, że w trasie jesteśmy już ponad 7 godzin. Zejście do namiotu zajmie nam kolejne tyle, czyli wrócimy po ciemku. Jedyna droga prowadzi w górę. Na Zugspitze, w kierunku kolejki, którą planujemy wygodnie i szybko zjechać w dolinę. Jednak ostatni wagonik zjeżdża o 17:45. Rozpoczął się wyścig z czasem.
Pusta dolina. Zarówno pod względem innych turystów, jak i braku jakiegokolwiek życia. Trawa ustąpiła miejsca piargom, szarym, sypkim odłamkom skalnym, które wypełniają przestrzeń, aż pod urwiste ściany. Ściany, które wciąż się osypują, a łomot uderzających kamieni niesie się jeszcze długo, wywołując w naszych sercach niepokój.
Kolejną przeszkodą na szlaku na Zugspitze jest lodowiec Höllentalferner. Około 500 metrowy fragment wiecznego śniegu zagradza drogę w kierunku ostatniej via ferraty, która wyprowadza na szczyt. Mieliśmy przygotowane raki, choć trafiliśmy na mokry i miękki, lipcowy śnieg, więc zostały w plecaku.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Ostatnim etapem w drodze na najwyższy szczyt Niemiec jest via ferrata. Największe trudności kumulują się na jej początku. Z uwagi na to, że podejście zaczynamy z lodowca, który żyje i powoli się przemieszcza, liny zaczynające ferratę zagrzebane są częściowo pod śniegiem. W czasie, w którym tam byliśmy, wykopane były platformy, które pozwalały dość wygodnie rozpocząć wspinaczkę. W tym miejscu należy zachować bardzo wzmożoną ostrożność. Mokre podeszwy butów, wciągnięcie się linie „na tarcie”, a także szczelina brzeżna to nie jest dobre połączenie. Z racji, że jesteśmy przed pierwszym mocowaniem stalowej liny do skały, to zabezpieczenie nie spełni jeszcze swojej funkcji, a ewentualny lot zakończy się w śnieżnej zaspie.
Stalowa lina wije się wzdłuż skał. Stale pnie się pod górę, a my bez przystanków podążamy tym tropem. Mimo, że szczyt Zugspitze widać jak na dłoni, widać krzątających się ludzi na punkcie widokowym, nasza droga wydaje się nie mieć końca. Mimo braku poważnych trudności na szlaku, szczyt nie przybliża się. Zegar tyka. Minuty uciekają. Atmosfera gęstnieje i budzi się coraz większy strach, że nie zdążymy na ostatni wyciąg.
Na grani wyprowadzającej na szczyt zastajemy chmury. To na nich obserwuję górskie mamidło – Widmo Brockenu. Po raz pierwszy w życiu. Tatrzańska legenda głosi, że jest to zapowiedź śmierci w górach. Dopiero po trzykrotnym zobaczeniu swojego cienia w tęczowej aureoli na tle chmur klątwa zostaje zdjęta. Z tego powodu kolejne kroki stawiam z dużo większą ostrożnością.
Wreszcie szczyt, a na nim złoty krzyż. Ogromny wybuch radości i zmęczenia. Mamy jeszcze pół godziny do ostatniego zjazdu kolejki. Jest więc chwilka na widoki, pieczątkę w schronisku pod szczytem – Münchner Haus. Na miękkich z wysiłku nogach siadamy w poczekalni na przyjazd wagonika. Chwilę później jesteśmy już nad skąpanym w słońcu brzegiem jeziora Eibsee. Kolacja z widokiem na Zugspitze smakuje dużo lepiej po takim dniu.
Atak szczytowy zajął nam nieco ponad 10,5 godziny. Warto tą trasę planować z dużym zapasem czasu, aby uniknąć pośpiechu. Przy chęci powrotu kolejką, bezwzględnie należy sprawdzić ostatni jej kurs, ponieważ zmienia się w zależności od sezonu. Trasa prowadzi przez via ferraty, zatem niezbędny będzie sprzęt – uprząż wspinaczkowa, lonża ferratowa i kask. Zachęcam do zabrania raków lub choć raczków, bo warunki na lodowcu są zmienne. Nie zapomnij także o kremie do opalania, bo promienie słoneczne odbijane od śniegu i białych skał, potrafią mocno przypiec.
Zugspitze to chyba najbliżej z Polski alpejskich szczyt, który jest już konkretny i jednocześnie oferuje wiele wariantów wejściowych. Da radę opracować wyjazd tam w formie przedłużonego weekendu. Osobiście byłam raz, wchodząc przez „Stopselzieher” i schodząc Doliną Reintal. Chciałabym się ponownie wybrać na Zuga, nie dla samego szczytu ale dla pozostałych dróg, które są jeszcze ciekawsze. No i ta Grań Jubileuszowa… Cały czas gdzieś mi nie daje spokoju.
Nie tylko Tobie… nie tylko Tobie chodzi po głowie Jubileuszowa 🙂
To kiedy jedziemy?
😉
super opis.
Czy bilet na zjazd mogę kupić na górze ? i czy to prawda, że jego koszt jest identyczny jak w 2 strony? Z góry dziękuję za odpowiedz, ale nigdzie nie umiem sie tego doszukac.
Dziękuję, cieszę się, że podobał Ci się ten wpis i mam nadzieję, że przyda się przy planowaniu Twojej wspinaczki na Zugspitze.
Na szczycie była kasa biletowa, w razie czego bilety można kupić też online. I z tego co pamiętam, zjazd był trochę tańszy niż podróż kolejką w obie strony. Pozdrawiam! 🙂
Witam, 😉 czytałem właśnie jak wejść na Zugspitze. Czy da się tam wejść w święta wielkanocne? Nie będzie zamkniętych bramek w Höllental?
Hej!
Dolinka otwarta jest wyłącznie w okresie, gdy nie zalega w niej śnieg. Musisz śledzić bieżące komunikaty na stronie DAV: https://www.alpenverein-muenchen-oberland.de/huetten/alpenvereinshuetten/hoellentalangerhuette/tourenverhaeltnisse
Ale z tego co widać z kamerki na Zugspitze, zima jeszcze sie tam trzyma – https://www.foto-webcam.eu/webcam/zugspitze-ost/2024/03/10/1600
Gratuluję zdobycia szczytu 🙂
Aczkolwiek proponuję zmienić ostatnie zdanie, w którym zachęcasz do zabrania raków lub choć raczków. Jakby nie patrzeć pod Zugspitze jest lodowiec! Więc raki są obowiązkowe a nie zalecane! Żadne raczki.
Nie chcę być złośliwy, ale widziałem tam już sporo nieciekawych akcji z udziałem ludzi właśnie w raczkach.
Dziękuję! 🙂
Masz rację, zedytuję wpis. Dzięki za zwrócenie na to uwagi.
Bezpiecznych wędrówek!