Był świetny plan na czterodniowy długi weekend. Trawers ładnych i nieznanych gór na południu Europy. Niestety rozbił się o brak możliwości zorganizowania go w wybranym terminie…
Miałem PLAN B. Fajny szlak średniodystansowy, idealny na takie 3 – 4 dni. Ale historia lubi się powtarzać. Problemy z ekipą… Gdy wreszcie zdecydowałem się iść sam, to nie dostałem urlopu…
Nie poddawałem się. I udało mi się zrealizować PLAN C!
Szybki, jednodniowy wypad na wspinanie w nieczynnym kamieniołomie w Chwałkowie.
Auto można zostawić przy drodze niedaleko zabudowań i podążając jedną ze ścieżek na zarośniętą górkę trafimy na krawędź dawnego wyrobiska. Częściowo zalane wodą wygląda niesamowicie. Aby dostać się pod ścianę musimy pokonać drogę Tylko dla orłów, wycenianą na I.
W ścianach kamieniołomu poprowadzono 19 dróg o różnym poziomie trudności – od IV do VI.4+/5. Szczegółowe topo znaleźć można m.in. tutaj.
A jak to wygląda w praktyce? Ściany pokryte u dołu graffiti wyglądają całkiem nieźle na zdjęciach, ale są okropnie śliskie. Wydaje mi się, że jednym z największych trudności poprowadzonych tutaj dróg jest wstawienie się w nie. Choć i później, drogi piątkowe przynoszą nieoczekiwanie mało piątkowe ruchy. Dużo na palcach, czasem trochę siłowo i niby oczywiste – zlepieniec nie daje takiego tarcia jak granit.
Zalana część kamieniołomu jest popularnym miejscem wypoczynku nad wodą. Więc w którymś momencie ciszę poranka zburzył odgłos skoków do wody w rytmie głośnej muzyki. I przygotujcie się, że wasze ruchy w ścianie będą bacznie śledzone (i komentowane) przez wszystkich wokół.
Jednak największym minusem tego miejsca jest jego zaśmiecenie. Zarówno w wodzie, jak i na drodze dojściowej znajduje się morze śmieci. Apel do wszystkich – weźcie przynajmniej to co sami tutaj przynieśliście! Te plastikowe butelki, jednorazowe grille, puszki i szkło samo z siebie nie zniknie!
Gdy to co chcieliśmy (i to co puszczało) zostało zrobione, pora na relaks. A gdzie lepiej niż… na Ślęży?! Która górowała nad nami przez cały dzień.
Ruszamy z miejscowości Sobótka – Górka. Bo jest ładny zamek – proponuje kolega. I pokazuje mi zdjęcie na telefonie. Co Ty mi tu zdjęcie z Hunedoary pokazujesz – odpowiadam. Nie, to naprawdę Sobótka. Po kilkunastu minutach spaceru pod górę ukazuje się elewacja pałacu, którego historia sięga budowy klasztoru oo. Augustianów w 1121 roku. Po licznych przebudowach, ostateczną formę uzyskał w XIX wieku. Obiekt obecnie znajduje się w rękach prywatnych, lecz po wcześniejszym umówieniu się, istnieje możliwość zobaczenia go od środka.
Niebieski szlak powoli wspina się po zboczach Ślęży. Znów cisza, spokój, śpiew ptaków. I powietrze ciężkie, nagrzane, jakby zaraz miała przyjść zapowiadana w prognozach burza. Z każdym krokiem pot zalewa twarz, plecy… Jednak nie spodziewałem się, że podejście będzie tak przyjemne. Ma w sobie jakąś przedziwną moc. Nic dziwnego, że wieki temu Ślęża była świętą górą dla mieszkających u jej podnóża ludzi.
Zalana słońcem łąka. Ludzie stłoczeni wokół licznych ognisk. Nachyleni nad płomieniami. Gwar rozmów przenika się z muzyką. Dym lekko gryzie w oczy. To nie dawne rytuały, to weekend na Ślęży. Z grillem, kiełbaską z ogniska i piwem. Widok raczej niecodzienny na górskim szczycie.
A co jeszcze czeka na zdobywców szczytu o wysokości 718 m npm? Jest schronisko (ale bez możliwości przenocowania), kościół na fundamentach piastowskiego zamku, wieża widokowa i charakterystyczna figura niedźwiedzia.
Schodząc w kierunku Wieżycy (416 m npm) spotkać można nie tylko dużo więcej ludzi (prowadzi tędy bardzo popularny szlak z Sobótki) ale i kolejnego skalnego niedźwiedzia w towarzystwie panny z rybą. To rzeźby kultowe sprzed wieków. Miłośnicy spoglądania na góry z wysokości znajdą tam wieżę Bismarcka, masywną, kamienną wieżę pozwalającą na podziwianie panoramy z wysokości 15 m. Natomiast miłośnicy lokalnego piwa (i kuchni) mogą spróbować co nieco w Domu Turysty PTTK pod Wieżycą.