GSB #4: Schronisko na Hali Miziowej - Schronisko Markowe Szczawiny:
Nadgraniczny konflikt

Przez małe okno zaczęły wpadać pierwsze promienie słońca. Obudziły mnie kilka minut przed budzikiem. Leniwie i po cichu, aby nie obudzić innych towarzyszy noclegu w wieloosobowym pokoju schroniska, zacząłem zbierać swoje rzeczy porozrzucane wokół łóżka. Szybkie śniadanie w jadalni i można ruszać, bo jest już/dopiero 7:00. Sukces, że wcześniej niż wczoraj, ale przecież można by wstać jeszcze szybciej…

Na zewnątrz przyjemny, lekki chłodek poranka zaczyna ustępować gorącemu powietrzu. Całe szczęście szlak momentalnie ukrywa się pod zielonym parasolem drzew. Droga na Przełęcz Glinne (809 m npm) urozmaicona telefonami do rodziny, że żyję i mam się dobrze, przebiega nadzwyczaj szybko. I już przejście graniczne, i samochody, i zdziwieni w nich ludzie, że rano ktoś w środku lasu szwenda się z dużym plecakiem.

Zejście na Przełęcz Glinne

Za budynkiem Straży Granicznej robię postój. Ławeczki, tablice informacyjne, wydaje się, że to dobre miejsce na odpoczynek. Dodatkowo znajdują się tutaj dwa kioski z przekąskami i lokalnymi serami. Zachęcają klientów kolorowymi banerami i marketingowo prężą muskuły, po przeciwległych końcach parkingu. Wydawało mi się, że ta walka rozegra się wyłącznie w sferze ekonomicznej, a sędziami pojedynku będą konsumenci. Ale tego poranka, przy tłumnie zgromadzonej widowni w liczbie widzów JEDEN, rozegrał się niezwykły pojedynek na słowa.

W lewym narożniku, państwo w średnim wieku, naprzeciw nich, dwie dziewczyny, pewnie studentki. Pierwszy atak wyszedł od pana z lewego sklepiku. Cios był okrutny. Oskarżył o sprzedaż starych produktów, bez wymaganych zezwoleń i kasy fiskalnej. Sprzedawczynie obroniły się, pokazując zawieszony na ścianie certyfikat. Gong. Zejście zawodników do swoich narożników. W rudzie drugiej, przedmiotem sporu były leżaki, podobno zajmujące fragment chodnika. Obroną prawej strony konfliktu było nagrywanie zajścia telefonem komórkowym. Do akcji wkroczyć musiała pani z lewego sklepiku, uspokajająca mężczyznę. Czego dotyczyła runda trzecia słownego pojedynku? Niestety nie wiem, wziąłem nogi za pas i pogrążyłem się w spokoju lasu, i tylko podniesione głosy z oddali dawały znać, że rozgrywka nie znalazła jeszcze swojego finału.

Ucieczką od zastanych problemów był Student (936 m npm). Górka niepozorna, choć mająca swój charakter. Podejście w iście tatrzańskim stylu, na tyle ostre, że ze spokojem można by tam zamontować łańcuchy. Całe szczęście, że palące słońce wysuszyło gliniasty fragment podejścia. Inaczej można by niechcący wylądować na dole, gdzie wciąż prowadzona była wymiana słów i oskarżeń.

Dalsza droga wiedzie, choć nie bez dodatkowych przeszkód, przez piękne tereny. Łąki pełne kwiatów, zapomniane domy i obejścia ogrodzone drewnianym płotem „ozdobionym” licznymi pordzewiałymi puszkami po konserwach i piwie. Ich stukot na wietrze wyznaczał tempo samotnego marszu. Oprócz kilku osób zbierających jagody, nie spotkałem do tej pory nikogo na szlaku.

Czerwony szlak

Lato obfitowało w jagody. I to właśnie one wynagradzały strome podejście na Jaworzynę (1047 m npm). Stamtąd było już łatwiej, bo chwila w dół i Przełęcz Głuchaczki (830 m npm), gdzie znajduje się baza namiotowa SKPB Katowice. Tam też planowałem kolejny przystanek, bo słońce grzało już mocno, a zapasy wody kurczyły się w zdecydowanie za szybkim tempie. Z tym większym entuzjazmem przyjąłem informację, że osiągnąłem właśnie przełęcz. Zza drzew wyłania się szaro-zielone płótno namiotowe, więc jestem u celu. Odnajduję kuchnię, rozmawiam z panią opiekującą się obozowiskiem. Okazuje się, że zostało ono opanowane przez harcerzy, których dzień wcześniej widziałem na Hali Miziowej. Wraz z życzeniami osiągnięcia Bieszczad, dostaję butelkę wody.

Ledwo minąłem ostatni namiot, a na drzewie tabliczka – Baza Głuchaczki: √25 min. Pokazywała kierunek, w którym zmierzałem, więc wydawało się, że coś nie tak. Ale faktycznie, po paru minutach, na rozległej polanie rozbito kilka namiotów. Wysoka temperatura albo poszukiwanie równie spragnionego rozmowy towarzysza, jakim niewątpliwie będzie bazowy, skłoniło mnie do podjęcia kolejnej przerwy, tym razem po pięciu minutach od poprzedniej. Tym razem w prawdziwej bazie, a nie obozowisku pomorskich harcerzy.

Górskie tematy rozmowy przy gorącej herbacie zostały przerwane przez warkot motocykli. Zbliżały się szybko, jakby miały za chwilę przebić ścianę namiotu. W naszym kierunku pędzili dwaj umundurowani funkcjonariusze Straży Granicznej. Powód ich wizyty wydawał się poważny, przynajmniej tak świadczyła przytroczona broń. Jednak były to raczej „sąsiedzkie” odwiedziny, kilkanaście metrów za bazą przebiega granica, i po stwierdzeniu, że w okolicy nie ma nielegalnych imigrantów, ruszyli w swoją stronę.

Dzikie zwierzęta na szlaku

Mędralowa (1169 m npm), kolejna góra bez końca. Lecz szczyt wynagradza widokiem na szczyt Babiej Góry. Tam będę jutro, myślę poprawiając plecak. Czy to za sprawą wody z magicznego źródełka bazowego w Głuchaczkach, czy to bliskość schroniska, ciągnie mnie do góry z nieprawdopodobną mocą. Albo to te dziwne głosy, które wydaje mi się, że wydobywają się z pobliskich krzaków. Nieważne. Ważne, że rozległe widoki, liczne mijane strumyki i cień Królowej Beskidu, tworzą piękną trasę.

Babia Góra na horyzoncie

Powoli zaczyna doskwierać mi głód. Uczucie tak odległe przez ostatnie dni. Schronisko na Markowych Szczawinach okazuje się nadspodziewanie blisko. I gdyby nie to, że kolejny gościnny dach jest tak daleko, to z chęcią poszedłbym gdzieś dalej tego dnia. Wreszcie załapałem wyprawowy rytm!

Schronisko PTTK Markowe Szawiny

Pyszny obiad, zimny prysznic, wygodne łóżko, czas na chłonięcie górskiej atmosfery – piękne chwile. Gdyby tylko kolana nie dawały o sobie znać aż tak mocno, to byłoby cudownie. Ale jak się smucić mając pierwsze 100 kilometrów w nogach?!

 

Leave a Reply