GSB #3: Węgierska Górka - Schronisko na Hali Miziowej:
Loć nie bedzie!

Po nocnej burzy już ani śladu. Tak przynajmniej wydaje mi się znów zakładając wielki garb na plecy. Odwrócenie się w kierunku Baraniej Góry rozwiewa wszelkie wątpliwości. Nieprzebrane chmary czarnych chmur nadciągają w kierunku miasta. Z przeciwnej strony świeci poranne słońce i błękit nieba zachęca do wędrówki. Będzie dobrze, myślę podkręcając tempo na prostych chodnikach miasteczka.

Początkowy etap wędrówki przez pasmo Beskidu Żywieckiego wydaje się nie mieć końca. Szlak wije się pomiędzy domkami, za następnym zakrętem kolejne i kolejne. Idzie się szosą, uważając co chwila na przejeżdżające samochody. Ale przecież w górach się nie narzeka. Takie usytuowanie trasy pozwoliło na zobaczenie schronów bojowych, które powstały w latach 30. XX w. w celu obrony południowych granic. O zaciętości prowadzonych we wrześniu 1939 r. walk niech świadczy fakt, że obronie Węgierskiej Górki nadano nazwę Westerplatte południa.

Schron bojowy w okolicach Węgierskiej Górki

Szlak skręca w polne drogi. Zaczyna się pierwsze poważniejsze podejście, a ciemne chmury zaczynają dominować na niebie. Długo nie trwało, a na ziemię spadły pierwsze krople deszczu. Wyciągnięcie kurtki i założenie pokrowca na plecak trwało dokładnie tyle samo co deszcz. Zatem z kurtką w ręku przemierzam puste wzniesienia w kierunku Abrahamowa. Tam zostaję obszczekany przez wszystkie wiejskie psy. Zainteresowany hałasem starszy pan wyszedł przed dom, zobaczyć co się dzieje. Widząc mnie z wielkim plecakiem i nieszczęsną kurtką w rękach krzyknął – Loć nie bedzie! I życzył udanej wędrówki. I faktycznie, długo nie trwało, a niebo rozpogodziło się.

Hala Kupczykowa – niesamowite miejsce. Przynajmniej dla samotnego wędrowca z za dużą wyobraźnią, który nie spotkał nikogo przemierzającego ten szlak od rana. Szeroka łąka pokryta siecią dróżek, z których każda wygląda jak potencjalny czerwony szlak. Gdzieniegdzie pojedyncze drzewa, najczęściej uschnięte. No i  kilka starych chałup z powybijanymi szybami okien i zapadniętym dachem. Jakaś zabłąkana ciemna chmura dodała jeszcze szczyptę klimatu temu miejscu.

Czerwone znaki każą trawersować zbocza Romanki. A tam nie lada atrakcja. Jedne z niewielu poza Tatrami – łańcuchy na szlaku! Ułatwiają przejście przez grupę wychodnich skał. Kilkadziesiąt minut później widać już mały cel – schronisko na Rysiance. Myśl o obiedzie i widok Babiej Góry dodają sił.

Łańcuchy na GSB
Schronisko PTTK na Rysiance
Hala Rysianka

Niestety tych sił starcza tylko do Trzech Kopców (1216 m npm), może dlatego, że szlak wiedzie przyjemnym, zacienionym, leśnym terenie. Kolejne kilometry wiodą środkiem przecinki, którą biegnie granica ze Słowacją. Gdyby nie palące słońce i brak wiatru, pewnie szło by się całkiem przyjemnie. I znów nikogo z naprzeciwka. W innych warunkach nie byłoby to problemem, ale tutaj jest przeciwnie. Brakuje motywującego głosu, który powiedział, że schronisko już za chwilę. Po prześpiewaniu w głowie wszystkich męczących piosenek przyszła pora na wymyślanie tekstów na bieżąco. Byle tylko zająć głowę. Żeby tylko nie myśleć o kryzysie trzeciego dnia wyprawy, bolących nogach, o mokrych plecach, czy pragnieniu.

Kolejny zakręt, chatka GOPRowców i wieki gmach schroniska na Hali Miziowej. Zastęp harcerzy okupuje wejście, więc siadam na pobliskiej ławeczce. Wyglądam pewnie jakbym przerzucił tonę węgla, zdobył Everest i na koniec przeszedł Krupówkami w szczycie sezonu. Czyli ledwo żywy. Chyba z 10 minut zajęło mi zebranie sił potrzebnych do przekroczenia progu schroniska. Wreszcie prysznic, jedzonko i spać. Idealny koniec dnia!


Leave a Reply