Bieszczady: Szeroki Wierch – Tarnica – Bukowe Berdo:
Wreszcie trasa pełna widoków

Miało padać. Taką pogodę przepowiadały dziś wszystkie prognozy. W związku z tym, nie spieszyło mi się z wstaniem. Jednak Bieszczady miały kompletnie inny plan na ten dzień.

Od rana słońce. Biję się z myślami, czy zaraz nie lunie. Czy wyjść już teraz, czy może chwilę poczekać. Najwyżej trochę zmoknę. Szybko zjadam śniadanie i ruszam. Mimo później pory, jak dla mnie, na szlaku pusto.

Nie napisałem jeszcze najważniejszego. Znów idę za czerwonymi znakami. Po pierwsze, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście możliwe było przejście znakowych 50 minut w 20 minut (droga do wiaty robiona ostatniego dnia GSB). Kolejnym powodem była chęć przejścia wreszcie jakiejś widokowej trasy. No i być w Bieszczadach i odmówić sobie przejścia Bukowym Beredem?! NIEMOŻLIWE!

Pieczątka z kasy BPN w Ustrzykach

Płacę za bilet do parku, spojrzenie na zegarek i mijam tabliczkę kierującą na wiatę. Asfalt będący na początku trasy szybko ustępuje miejsca błotnistej ścieżce lekko skręcającej ku górze. Drewniane mostki i barierki kierują w bukowy las. Po wczorajszych opadach jest jeszcze dużo błota. Ale, że szlak pusty, można je łatwo i szybko obejść. Przez liście prześwitują promienie słońca, które zaczynają coraz mocniej przygrzewać. A i podejście stało się bardziej strome. Jednak cel osiągnięty. Wiata w 22 minuty. Czyli wyobrażenia sprzed dwóch lat były prawdziwe. Teraz tylko wydostać się powyżej lasu.

Poranek w bieszczadzkim lesie
Brama do widokowego raju

Na grzbiecie, wśród traw można wreszcie zwolnić. Nieśpieszne przejść wśród falujących traw. Zatrzymać się. Pooglądać ptaki. Zjeść coś.

Szeroki Wierch, w tle Tarnica
Siewierniak

Powoli przechadzam się Szerokim Wierchem. Zaczynają wyprzedzać mnie inni turyści. Ale, czy w tak pięknym miejscu jest się czym przejmować? Gdzieś spieszyć?

Przełęcz pod Tarnicą

Słońce przygrzewa już bardzo mocno. Na Tarnicy (1346 m npm) tworzy się już coś na kształt plaży. Ludzie w ogromnym gwarze wyprażają się w słońcu. Po paru chwilach mam już dość tego bieszczadzkiego Giewontu i uciekam w kierunku Przełęczy Goprowców.

Widoki z Tarnicy

Pod względem upału był to chyba najgorszy z możliwych kierunków. Łąka nagrzewa się ze wszystkich stron. Czuję jakbym wchodził do piekarnika. Gorące, stojące powietrze, przepełnione zapachami traw. Mieszanka zapychająca.

Szybko tracę mozolnie zdobywaną wysokość. Na przełęczy dopadam źródełko i korzystam z lodowatej wody. Oczywiście na tyle, na ile pozwalają powoli sączące się krople.

Stairway to hell

Widząc dalszą część trasy, zastanawiam się co ja najlepszego zrobiłem. Przede mną ponad dwustumetrowe podejście na Krzemień. Całość w palących promieniach słońca, skryta przed wiatrem i poprowadzona po drewnianych stopniach. Pot leje się szerokimi strumieniami. Od tych schodów nogi drżą jak galareta. Jestem tak wykończony, że zaczynam wbiegać na nie, byle już mieć ten etap za sobą. Byle już być na szczycie.

Wreszcie koniec schodów

Na całe szczęście, na górze odnajduję siłę. A może to wiatr wywiał zmęczenie i upał? Z ostatniego ze szczytów Bukowego Berda rozciąga się piękny widok na Krzemień, Halicz, Szeroki Wierch. Ale także możemy spojrzeć na Ukrainę. Słaba przejrzystość powietrza nie pozwala dostrzec Pikuja, ale za to widać lśniące dachy cerkwi. Można stać i patrzeć godzinami. Poganiają mnie szybko wypiętrzające się chmury. Czy to jednak zacznie coś z nich padać i prognozy okażą się słuszne? Nie mając zamiaru sprawdzać ich na własnej skórze, zaczynam zejście w kierunku Widełek. Lecz jak tu się spieszyć przy takich widokach?

Karpacki dzwonek drąży skałę
Bukowe Berdo
Krzemień, Halicz, Rozsypaniec

Parę wymienionych powitań z mijanymi turystami, parę żartów i nagle koniec. Zaczyna się las. Zatrzymuję się jeszcze chwilę próbując zachować w pamięci widok jednego z moich ulubionych miejsc w Bieszczadach.

W tle Połonina Caryńska

Znów piękna buczyna, przyjemny cień, lecz myśli odpływają już w kolejne górskie cele. Z marzeń wyrywa mnie brud brodu. Błota po kostki, tylko parę rzuconych desek i kamieni wyznacza „bezpieczne przejście” przez rzeczkę. Chwila gimnastyki i jestem po drugiej stronie. Wtedy też zauważam, że wielka skała znajdująca się na tym brzegu to w rzeczywistości przyczółek dawnego mostu.

Ruiny mostu

W kasie-informacji BPN dowiaduje się, że autobus do Ustrzyk odjechał przez kilkunastoma minutami. Kolejny za kilka godzin. Próbuję złapać stopa, lecz nie wzbudzam zaufania w żadnym z kierowców kilkudziesięciu mijanych aut. Zostało mi 7 km przejścia asfaltem do Ustrzyk Górnych. W palącym słońcu i w oparach spalin…

Nietypowe znaki w Biesach

Leave a Reply