Zimowa Grań Tatr Zachodnich: Czerwone Wierchy:
Najpiękniejsza trasa skiturowa w Polsce

Ze względu na zimowe zamknięcie szlaku na Chudą Przełęcz (do 16 czerwca), wejście na Ciemniak musieliśmy rozpocząć z Kir. Dokładnie tak samo jak rok wcześniej. Jednak tegoroczne podejście było nieporównywalnie przyjemniejsze, pomimo przytroczenia nart do plecaka. Piękne widoki i słoneczna pogoda uprzyjemniły wspinaczkę. Przy skałce nazywanej Piec, wpięliśmy narty i zaczęliśmy foczenie w kierunku wierzchołka Ciemniaka. Tym razem chmury nie przeszkadzały w nawigacji, w każdym momencie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy i mogliśmy na bieżąco wybrać najkorzystniejszy pod względem lawinowym, wariant podejścia.

Wiosenne podejście na Ciemniak
Wejście do skiturowego raju
Naklejanie fok

Słońce coraz mocniej przygrzewało, a strome zakosy pokonywane na nartach dogrzewały od środka. W okolicy Chudej Przełączki stwierdziłem, że krótki rękaw w zupełności wystarczy na tamten piękny, wiosenny dzień. Poprawiliśmy warstwę kremu z filtrem na twarzy (jak się później okazało niewystarczająco) i ruszyliśmy na Ciemniak.

Zakosami ruszamy w kierunku szczytu
Widok z Chudej Przełączki

Wiosenna wersja TEGO zdjęcia

Na szczycie tylko krótka przerwa i narty znów powędrowały na plecaki. Mała deniwelacja przełęczy, a przede wszystkim liczne kamienie szczerzące swoje krawędzie spod śniegu, przekonały nas, że warto odpuścić ten krótki zjazd.

Widok w kierunku Krywania

Foczymy na Krzesanicę. Na szczycie wreszcie zaczęła się piękna skiturowa przygoda z Czerwonymi Wierchami. Szybko zerwaliśmy foki i schowaliśmy je pod kurtką. Dzięki temu pokrywający je klej będzie się lepiej kleił, gdy za chwilę znów będziemy potrzebować pomocy antypoślizgowego materiału.

Szerokimi szusami zjeżdżamy po zamarzniętych i lśniących falach przewianego śniegu. Pod ciężarem nart fale załamują się, przez co ślad dwóch desek jest widoczny jak blizna na czole góry. Krótki zjazd w pełnym słońcu i wśród tatrzańskiego morza ośnieżonych wysp pobudził apetyt na kolejny szczyt i zjazd.

Nakleiliśmy foki, obróciliśmy wiązania w położenie z wolną piętą, a specjalna dźwignia dała trochę wytchnienia stopom zamkniętym w twardych skorupach butów narciarskich. Rozpoczynamy kolejne podejście. Charakterystyczny szmer fok budził zainteresowanie turystów. Zdziwieni, kierowali spojrzenia w naszą stronę, gdy wnosiliśmy narty pod górę. Teraz z zazdrością patrzyli jak z łatwością zjeżdżamy w miejscu gdzie oni walczą ze śniegiem zalegającym na szlaku.

Na Małołączniaku powtórzyła się zabawa z wypięciem nart i przygotowaniem ich do zjazdu. Lecz ten dostarcza ogromnej dawki endorfin. Po wysiłku jaki kosztuje wniesienie nart na szczyt góry, zjazd jest ogromną nagrodą.

Przed nami Kopa Kondracka. Nie marnując czasu, wzięliśmy narty w ręce i wbiegliśmy na szczyt. Wśród tłumu tam odpoczywającego, znaleźliśmy swój kawałek śniegu do przegryzienia czegoś słodkiego.

Zebrawszy siły, ruszyliśmy na Halę Kondracką. Początkowo bardzo ostrożnie i asekuracyjnie, ze względu na oblodzenie stoku, zsuwaliśmy się w kierunku Przełęczy Kondrackiej. Gdy narty złapały śnieg, puściliśmy się w stronę schroniska. Przypomniała mi się pewna letnia wędrówka, gdy na przełęczy złapała nas burza. Pioruny waliły coraz bliżej, a deszcz zalewał oczy. Zbiegliśmy wtedy w 15 minut pod schroniskowy dach. Myślę, że na nartach pokonaliśmy ten dystans w podobnym czasie. Tym razem na pewno dużo przyjemniej i bezpieczniej.

Myślę, że trasa wiodącą przez Czerwone Wierchy jest najpiękniejszą trasą skiturową w polskich Tatrach. Zachwycali się nią już pierwsi narciarze. Józef Oppenheim pisał o, że to „jedna z najwspanialszych wysokogórskich dróg narciarskich w okolicy Zakopanego”. Dostępna jest dla średnio zaawansowanych narciarzy, a ze względu na liczne podejścia i zjazdy, można przećwiczyć operacje sprzętowe. Zaczynając i kończąc wycieczkę w Kuźnicach można nie zdejmować nart przez cały dzień. Dodatkowo mijamy dwa razy schronisko na Hali Kondrackiej, więc zawsze jest miejsce, w którym można odpocząć, rozgrzać się lub coś zjeść. Należy jednak pamiętać, że trasa ta diametralnie zmienia swój charakter w trakcie załamania pogody. Mgły uniemożliwiają nawigację, a na rozległym grzbiecie Czerwonych Wierchów łatwo można się zgubić. Trzeba pamiętać, że po polskiej stronie grani otwierają się kilkusetmetrowe przepaście. To bardzo niebezpieczny teren, a w żleby opadające ze szczytów były często świadkami akcji ratunkowych pogotowia górskiego. Świeżo po opadzie śniegu występuje także zwiększone ryzyko wystąpienia lawin.


A gdyby tak chcieć iść dalej granią Tatr Zachodnich w kierunku Kasprowego? Trafimy w skaliste objęcia Suchych Czubów. Możemy zapomnieć o szerokich garbach Czerwonych Wierchów. Grań mocno zwęża się i po obu jej stronach znajdują się głębokie przepaści.

Narty zostały przytroczone do plecaka. Z kijkiem i czekanem w ręku, przechodzimy wąską ścieżką. W wielu miejscach jest „czujnie”, jak mówią wspinacze. Trzeba bardzo mocno uważać, gdyż źle postawiony krok może przyspieszyć zejście w doliny. Nagrodą za ten wysiłek są piękne widoki, kontakt z naturą i… zjazd z Kasprowego.

Podobnie jak przy wycieczce na Czerwone Wierchy, szlak ten diametralnie zmienia swoje oblicze po opadach śniegu lub podczas mgły. Raki oraz czekan, a także umiejętność posługiwania się nimi, jest niezbędna na tym fragmencie grani Tatr Zachodnich. Podobnie jak ocena lokalnego zagrożenia lawinowego.

One thought on “Zimowa Grań Tatr Zachodnich: Czerwone Wierchy:
Najpiękniejsza trasa skiturowa w Polsce

Leave a Reply to M. na zakręcie Cancel reply